×

Wyszukiwarka

Najczęściej wyszukiwane

    Przejdź do głównej zawartości
    Sylwetka człowieka na wózku, trzymającego kalendarz w dłoni z datą 04.2013
    Czas czytania: 3 min

    “W więzieniu ciała” – książka podopiecznej Fundacji Avalon chorej na Mózgowe Porażenie Dziecięce

    8 maja 2013r. nakładem wydawnictwa Warszawska Firma Wydawnicza zostanie wydana książka pt. “W więzieniu ciała”. Fundacja Avalon objęła swoim patronatem tę niezwykłą publikację. Jej autorką jest nasza Podopieczna.

    O książce:

    Wszystkie wydarzenia i osoby opisane w książce są autentyczne. Imiona osób i nazwy miejscowości zostały zmienione. Basia Jeżowska to pseudonim przyjęty przez autorkę dla zachowania anonimowości.

    „Jestem osobą z MPD, szukam osoby, która pomogłaby mi w napisaniu autobiografii” – na takie ogłoszenie trafiła w lipcu 2012 roku przyszła redaktorka „W więzieniu ciała”. A trafiła na nie w odpowiednim momencie swojego życia – postanowiła zrobić coś dobrego dla drugiego człowieka. „Nie wiedziałam nic o mózgowym porażeniu dziecięcym, nie wiedziałam, z czym właściwie przyjdzie mi się zmierzyć i jak będzie wyglądać nasza współpraca. Wymiana kilku maili wystarczyła jednak, by przekonać się, że mam do czynienia z historią, obok której nie można przejść obojętnie”.

    „W więzieniu ciała” to zapis przeżyć kobiety dotkniętej mózgowym porażeniem dziecięcym, która zdecydowała się podjąć walkę o własną niezależność. Wbrew własnym ograniczeniom, postawie rodziny i otoczenia. Wbrew wszystkim. Choć autorka kryje się za literackim pseudonimem, nie odbiera to autentyzmu opowiadanej historii. Wręcz przeciwnie. Książka sprawia, że najpierw zamiera nam serce, by za chwilę spowodować nerwowe zaciskanie kciuków i pragnienie, by na końcu tej historii zdarzył się happy end.

    To nie jest łatwa książka. To nie jest przyjemna książka. To życie ubrane w słowa, spisane ze szczerością, która wymagała od autorki ogromnej odwagi.

    Fragment:

    Bywały chwile, kiedy chciałam uciec również od siebie. Raz podjęłam próbę. Dziś myślę, że powód był idiotyczny. Nie męczyć siebie i innych – pretekst równie dobry, co każdy inny. Ale zaraz potem pojawiła się podła myśl: po co mam samobójstwem ułatwiać sprawę, oni by się pewnie tylko ucieszyli. Były momenty, gdy wyłącznie przekora trzymała mnie na tym świecie. Przez długi czas pudełko z lekarstwami stało na najwyższej półce, żebym nie mogła go dosięgnąć. Starałam się tłumić negatywne uczucia, ale w końcu coś we mnie pękało. Wszystkie emocje uchodziły ze mnie jak powietrze z przekłutego balonu. Rodzice i babcia uciszali mnie, najpierw łagodnie, pytali, co się stało. W ten sposób tylko dolewali oliwy do ognia. No jak to, „co mi się stało”, jak śmieją udawać, że nie wiedzą, przecież to przez nich płaczę, to oni skazali mnie na więzienie, to oni są wszystkiemu winni. I krzyczałam. Aż do ostatniej łzy, do ochrypnięcia, do opuchnięcia oczu. Mogło to trwać nawet do kilku godzin. Chciałam wyrzucić wszystko, co było we mnie złe, cały ból, gniew i bezsilność. Dla patrzącego z boku musiał to być straszny widok. Mama prosiła: „Przestań”, groziła i przeklinała, a czasami próbowała ignorować… Babcia tylko biła kuchenną ścierką gdzie popadnie i parodiowała mój głos, wyraz twarzy. A ja rzucałam się na nią. Kiedy przychodziło opamiętanie, gardziłam sobą, całym moim jestestwem. Przysięgałam sobie, że to już nigdy więcej się nie zdarzy. Ale piekło znów we mnie gęstniało. Teraz wiem, że nie można uciec od swych lęków. Można tylko się z nimi zmagać samemu.

    © Warszawska Firma Wydawnicza s.c. 2013