Dlaczego popkultura potrzebuje osób z niepełnosprawnościami?
Szczepan Rybiński
Podopieczny Fundacji Avalon
Mówi się, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy. Proponuję jednak pójść o krok dalej i zamienić jeden truizm na drugi: fikcja kształtuje rzeczywistość. Na potrzeby tego tekstu umówmy się, że przez fikcję będziemy rozumieć popkulturę, czy jak kto woli – kulturę masową. A konkretnie to, w jaki sposób teksty kultury wykorzystują i przetwarzają wątek niepełnosprawności, by zaangażować odbiorców.
Ostrzegam, że artykuł może wydawać się pretensjonalny, ale w granicach rozsądku: będę się odwoływać do bajek, komiksów, filmów i seriali, więc mam nadzieję, że znane tropy sprowadzą całość na ziemię, tak, by czytało się przyjemnie. Jeśli w artykule znajdziecie nieprzychylną opinię o Waszym ulubionym bohaterze – proszę o wyrozumiałość.
Piękna i bestia – tak na dobry początek
Dlaczego akurat ta baśń? Przecież nie ma w niej wątku niepełnosprawności. Brak tu wózka/ kul/ balkonika, a klątwa to przecież nie choroba (a gwoli wyjaśnienia i podkreślenia – choroba czy niepełnosprawność to nie klątwa!). Żeby się usprawiedliwić, odwołam się do definicji niepełnosprawności według Światowej Organizacji Zdrowia, która za OzN uważa „osoby, które nie mogą, częściowo lub całkowicie, zapewnić sobie możliwości samodzielnego życia indywidualnego i społecznego, na skutek wrodzonego lub nabytego upośledzenia sprawności fizycznych i/lub psychicznych”.
Wracając do Pięknej i Bestii – XVIII wieczna baśń francuskiej pisarki Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve to opowieść o księciu, który na skutek klątwy zamienia się w żyjącego w izolacji potwora. Szansą na odwrócenie czaru jest oczywiście prawdziwa miłość. Znacie tę historię.
Czy przemiana w bestię i zamknięcie w posiadłości przekłada się w proporcjach 1:1 na trudności w kontaktach społecznych i mniejszą sprawność? Oczywiście, że nie. Jednak francuska baśń dała początek schematowi, który utrwalił się w naszej kulturze na tyle, że jest wykorzystywany do dziś. Również w narracji opartej poniekąd na motywie niepełnosprawności.
Najbardziej jaskrawym przykładem jest film „Zanim się pojawiłeś” z 2016 roku na podstawie książki pod tym samym tytułem. Lou – naiwna optymistka, podejmuje się opieki nad Willem, sparaliżowanym na skutek wypadku młodym milionerem. Mężczyzna jest szorstki, sarkastyczny, skutecznie odizolowany w luksusowym domu, jednak ich początkowo trudna relacja z czasem zmienia się w romantyczne uczucie.
Widz dostaje to, czego się spodziewa: pocieszenie podane bez żadnych zgrzytów. Mimo że ostatecznie finał filmu jest gorzki, to historia Willa i Lou jest przedstawiona jako zwycięstwo ducha nad ciałem. Zamiast problemu, który mógłby zostawić widza z refleksją, twórcy utwierdzają odbiorców w tym, co znają już z bajek.
Umberto Echo w książce „Superman w kulturze masowej” określa taki zabieg jako mechanizm pocieszycielski. Wystarczy postawić bohatera w obliczu trudności i na koniec przedstawić proste rozwiązanie. Postacie z niepełnosprawnościami i przeszkody wpisane w ich sytuację są świetnym punktem wyjścia dla takiej narracji.
Hulk i Doktor House – zawodowi pocieszyciele
Kiedy zastanawiałem się, jak zacząć artykuł, od razu przyszedł mi do głowy Profesor X – Charles Xavier, sparaliżowany telepata i opiekun X-Menów. To chyba najpopularniejsza fikcyjna postać, funkcjonująca w popkulturze (już od pierwszej połowy lat 60. XX wieku), która porusza się na wózku. Jego popularność przypieczętowały filmowe ekranizacje komiksowego pierwowzoru.
Jednak Charles Xavier rzadko jest postacią centralną franczyzy. Mimo że przewodzi grupie superbohaterów, to inni grają pierwsze skrzypce. Poza tym jego nadnaturalne zdolności nie są związane z niepełnosprawnością: jest telepatą od początku swojej historii; na wózek przesiada się dużo później, po nieszczęśliwym wypadku.
Lepszymi pocieszycielami są Avengersi. Hulk to przeniesienie schematu Pięknej i Bestii na uniwersum Marvela. Przemiana w monstrum uniemożliwia Bruce’owi Bannerowi wejście w stałą relację. W związku z tym często staje przed trudnym wyborem: szukać leku, który leczy mutację czy pogodzić się ze swoim agresywnym alter ego, by móc ratować świat przed zagładą? Odpowiedzią jest oczywiście poświęcenie własnego dobra na rzecz dobra ludzkości. Widz szybko godzi się z takim wyborem, bo przecież chce, by bohater postąpił jak należy i podtrzymał wiarę w istnienie szlachetnych bohaterów. Poza tym Bruce Banner jako zwykły człowiek traci na atrakcyjności.
Konieczność przemiany (która w wielu odsłonach historii Hulka jest przedstawiana jako forma choroby psychicznej) staje się nie tylko wartością dodaną, lecz także najważniejszym powodem, dla którego fani siadają przed ekranem. Taka konstrukcja bohatera sprawia, że postać interesuje nas tylko w kontekście jej trudności, przedstawianych jako nadludzka siła i agresja, które przecież izolują ją od społeczeństwa.
Osoby z niepełnosprawnościami często doświadczają podobnych uproszczeń w oczach: trudności w poruszaniu lub inne znamiona problemów ze zdrowiem to cecha, która je definiuje – przynajmniej z zewnętrznej perspektywy. Wiedza, zainteresowania, potrzeba związku czy założenia rodziny schodzą na drugi plan. (O tym problemie, wspominając na marginesie, traktuje aktualna kampania społeczna Fundacji Avalon „Teraz mnie widzisz?”)
Bardziej niejednoznacznym pocieszycielem jest Dr House, który dzięki niezwykłej erudycji jest w stanie nie tylko postawić właściwą diagnozę i uratować życie pacjenta. House to też bohater skrojony pod masowego odbiorcę. Geniusz stroniący od ludzi. Ratuje życie, często podejmując dwuznaczne moralnie decyzje. Dla dobra sprawy jest w stanie zrobić krzywdę, ale sam też cierpi. W związku ze zwyrodnieniem mięśnia zmaga się z chronicznym bólem i porusza o lasce. Dzięki temu, że jest pełen sprzeczności, łatwiej jest się z nim identyfikować.
To chyba pierwszy główny bohater z niepełnosprawnością, który nie przymila się do widza. Osoby z niepełnosprawnościami często są upupiane – ludzie oczekują, że będą zawsze miłe, sympatyczne, dobre i prawe! Z Dr. Housem jest inaczej. Bywa złośliwy, zgorzkniały, miejscami wredny, za to w każdym odcinku leczy i ratuje ludzkie życie, a to wystarczy, żeby go polubić. W jednym z sezonów House miał szansę na pozbycie się uporczywego bólu. Jednak nie zdecydował się na kurację, bo pełna sprawność dawałaby mu zbyt wiele wolności, która odwracałaby uwagę od pracy. Upraszczając: tylko jako OzN mógł być nadal geniuszem.
Niepełnosprawność to nie fikcja
Postać Dr. House’a była krokiem w dobrą stronę. Nieoczywisty bohater z niepełnosprawnością to rzadkość w mainstreamowych mediach. Jednak od czasów zakończenia emisji serialu powstało już kilka produkcji, które próbowały zmieniać obraz OzN. Najmocniejszy jest chyba serial „Metr Dwadzieścia” opowiadający o Juanie – nastolatce z dystrofią mięśniową.
Twórcy nie bali się poruszać tematu inicjacji seksualnej osoby z niepełnosprawnościami czy aborcji, a całość kończy się sceną orgii z udziałem głównej bohaterki. Spokojnie – sceny nagości są świetnie zrealizowane i daleko im do pornografii.
Popkultura opiera się nie tylko na fikcji. Co z reklamą? Kiedy w spotach promujących ogólnodostępne produkty będzie można zobaczyć osoby z niepełnosprawnościami? Czy producenci i realizatorzy boją się, że masowy odbiorca nie będzie w stanie identyfikować się z mężczyzną poruszającym się na wózku, który reklamuje płyn po goleniu?
A wystarczyłoby inaczej rozłożyć akcenty. W narracji na temat osób reprezentujących mniejszości nie chodzi o to, by je nachalnie pokazać. Chodzi o to, by zobaczyć, że ich codzienność nie sprowadza się tylko do znanych klisz. Środowiska LGBT i sprzyjający im twórcy, pokazały, że można. Teraz czekamy na osoby z niepełnosprawnościami, a póki co, odsyłam ponownie do kampanii Fundacji Avalon „Teraz mnie widzisz?”.
Szczepan Rybiński – absolwent Polonistyki na UW.
Ze studiów, prócz tytułu licencjata, wyniósł słabość do książek i filmów. W mocno subiektywnych tekstach pisze też o swoich doświadczeniach związanych z MPD. Ciągle pracuje nad lepszą interpunkcją :). Od blisko 10 lat jest podopiecznym Fundacji Avalon.