Okiem Szczepana, odc. 28 Pierwszy rok studiów na kółkach
Szczepan Rybiński
Podopieczny Fundacji Avalon
Niektórzy twierdzą, że pierwszy rok studiów jest najtrudniejszy. I mają rację. Do nowej rzeczywistości, składającej się z kolokwiów, usosów, konwersatoriów i innych dziwnych słów, które w tym okresie słyszy się pierwszy raz – trzeba dodać jeszcze infrastrukturę, powstałą z myślą o studentach z niepełnosprawnościami. Trzeba – jeśli oczywiście jest się takim studentem. Pamiętam, że w pierwszych miesiącach studiów, rozwiązania, które miały mi pomóc, budziły też moje obawy. Windy, transport uniwersytecki, asystenci – takie wynalazki nie były dostępne na wcześniejszych etapach mojej edukacji. Czułem się trochę jak dziecko, które próbuje pierwszy raz zawiązać buty.
Studia zacząłem w 2006 roku i trzeba przyznać, że już wtedy dostosowanie w wielu aspektach było dobrze przemyślane. Przynajmniej na tyle, by trochę ułatwić życie żółtodziobom takim jak ja. Zanim jeszcze odważyłem się sam przemieszczać po mieście, ważnym udogodnieniem były busy, dowożące studentów na zajęcia. Po otwarciu tylnych drzwi samochodu kierowca uruchamiał windę, dzięki której mogłem wejść do środka. Wcześniej taki sprzęt widziałem tylko w filmach. Dojazd busem był też dobrą okazją do nawiązania nowych znajomości. Asystent pomagał też dostać się do budynku, czy na wyższe piętra, tak jak było w moim przypadku.
W pierwszych dwóch latach moich studiów nie było jeszcze windy, więc trzeba było stosować procedurę znaną mi jeszcze z liceum: asystent zanosi balkonik na wskazane piętro, potem wraca, podaje mi rękę i już wtedy razem idziemy na górę. Studenci, poruszający się tylko na wózkach nie mieli wtedy łatwego życia. Ciekawe co chodziło po głowie kulawym, którzy dopiero na w ostatnim roku, mogli wejść do windy.
Nie piszę tego, żeby krytykować dla samego krytykowania. Szkoła wyższa była w tamtym czasie – a w zasadzie nadal jest – w momencie zmiany. Moim zdaniem na lepsze, ale sporo jest jeszcze do zrobienia.
Większość uczelnianych budynków ma już swoje lata i pewien status, który łatwo jest „naruszyć”, np. budując windę. Ale to tylko moje domysły – nie uważam się za eksperta.
Tak jak wspomniałem na wstępie, studia dawno mam już za sobą, więc na tamtą rzeczywistość patrzę trochę inaczej. Zapewne wśród Was są osoby, które mają bardziej aktualne doświadczenia. Jestem ciekaw, jak to wygląda dzisiaj, a zwłaszcza w dobie pandemii, kiedy część studentów uczy się zdalnie bądź systemem mieszanym.
Ciekawe, jak w praktyce wygląda nauka z domu, dostoswana do potrzeb OzN. Co ze zdawaniem egzaminów? Przecież nie wszystko można zaliczyć ustnie.
No, ale dość zamartwiania się. Trzymajmy kciuki za świeżo upieczonych studentów.
Po pierwszym roku jest już z górki. Tak przynajmniej słyszałem…