ablty.goToMainContent
global.read_time: 2 min

Okiem Szczepana odc. 18: Gdybanie, czyli ojcostwo na czterech kółkach

Fundacja Avalon

Główny redaktor

Okiem Szczepana, czyli o niepełnosprawności z przymrużeniem oka 😉

Odc. 18: Gdybanie, czyli ojcostwo na czterech kółkach

 

 

Mam trzydzieści lat. Większość ludzi z mojego najbliższego otoczenia, ma już dzieci, niedługo będzie je mieć, albo planuje je mieć. Ja też planuje, nie – inaczej: teoretyzuje, gdybam – taki czasownik chyba bardziej pasuje. Mam przecież jeszcze czas. Nie ma  przepisu, który nakazuje płodzić dziecko po tym jak już odbębnicie trzy dekady. Przepisu niby nie ma ale ta myśl od jakieś czasu, ciągle do mnie wraca.

Zazwyczaj mam zajęte ręce: albo macham kółkami,  albo opieram się o ścianę, czasami trzymam się balkonika. Kiedy trzeba się na czymś oprzeć, żeby stanąć prosto, raczej trudno jest wziąć dzieciaka na ręce. Mogę usiąść na wózku – tak jest pewniej, ale jest jeszcze spastyka, dłonie się trzęsą itd. Wychodzi na to, że próbuje przekonać czytelników tego artykułu do tego, że osoby z niepełnosprawnością nie powinny mieć dzieci. Nic podobnego. Po prostu zastanawiam się „na głos” – tak na wszelki wypadek.

Widziałem kiedyś film „Żeby dziecko nie spadło”: młode małżeństwo, oboje z MPD (on na wózku, ona chodzi, ale z przykurczami). Kamera jest z nim przed i kilka tygodni po narodzinach drugiego dziecka. Ojciec nie może wziąć noworodka z łóżeczka od razu w obie ręce, więc podnosi je ostrożnie jedną ręką, ale bez paniki, widać że ma to już przerobione. Jego rodzice i teściowie nie wtrącają się, patrzą na to z drugiego końca pokoju, jakby obserwowali sapera, który właśnie rozbraja bombę.

Czyli można. Nie twierdzę, że nie, ale wątpliwości są. Czy zjadę z krawężnika wózkiem w balansie kiedy mam dziecko na kolanach? Czy nadążę za nim/za nią kiedy już zacznie chodzić.  

Dla malucha dorastanie z niepełnosprawnym rodzicem to  raczej norma. Podejrzewam, że wózek stałby się kolejnym elementem codzienności, który nie wymaga komentarza. Tatuś/mamusia jeździ na wózku bo tak. Nic w tym szczególnego.

Pytanie tylko jaka będzie moja reakcja na pojawienie się dziecka i na to, że  być może nie będę w stanie zaopiekować się nim tak jak chodziaki. Boję się, że moje samcze ego doprawiane dumą kulawego rozrośnie się do takich rozmiarów, tak że zabraknie miejsca na rodzinę, dystans do siebie i zdrowy rozsądek

Ale co tam, to tylko gdybanie. Zobaczymy jak będzie…   .