Okiem Szczepana, odc. 6: Z dżungli na rehabilitację
Szczepan Rybiński
Podopieczny Fundacji Avalon
W Warszawie mieszkam od 2006 roku. Przyjechałem tu z małej miejscowości na wschodzie Polski. Dostałem się na Wydział Polonistyki UW. Przez dłuższy czas czułem się w stolicy jak Tarzan, który wyszedł z dżungli i wrócił do swoich. Nie mam tu na myśli adaptacji do samodzielnego życia w mieście (ten temat na pewno pojawi się jeszcze w moich artykułach). Chodzi o pierwszy kontakt z innymi osobami z niepełnosprawnościami. W swojej miejscowości byłem jedynym „kulawym”, w szkole było podobnie – żadnej osoby na wózku tam nie widziałem. Co innego w akademiku. Cały parter był zarezerwowany dla OzN, którzy wyszli z domu już na etapie liceum, zresztą przeznaczonego właśnie dla nich. Potem była jazda busem na zajęcia: dowoził osoby z niepełnosprawnościami na uczelnię.
Trudno było o porozumienie, bo mimo, że byliśmy w takiej samej sytuacji to mieliśmy inne doświadczenia. Większość z nich była po wypadkach takich czy innych, albo ze schorzeniami, które dla mnie brzmiały obco. Jak z nimi rozmawiać i o czym? Pewnie tak czują się pełnosprawni w pierwszym zetknięciu ze mną. Znałem tą sytuację, ale z zupełnie innej perspektywy.
Wiele się zmieniło, kiedy trafiłem na rehabilitację. Tu, tak jak w akademiku, spotykałem ludzi z różnymi niepełnosprawnościami, ale siłą rzeczy byłem z nimi w bezpośrednim kontakcie, bo ćwiczyliśmy obok siebie. Zajęcia na sali rehabilitacyjnej, dwa razy w tygodniu, odbywały się zazwyczaj w tych samych dniach. Regularnie spotykałem te same osoby i mieliśmy okazję lepiej się poznać. Moment pozornie trudnych pytań musiał kiedyś nadejść. Co kto ma? Od kiedy? Dlaczego? Nie było pokoju, w którym mógłbym się schować. Nie dało się uniknąć tych rozmów. Były tak częste, że w końcu się znudziły i przeskakiwaliśmy z wózka na inne tematy.
W moim przypadku problem polegał na tym, że nie mogłem się określić: nie byłem ani tu, ani tam. Wydawało mi się, że muszę wybierać między pełno- i niepełnosprawnymi, ale okazało się, że dylematu tak naprawdę nie ma.