Wspinaczkowa przygoda czy sposób na życie?
Monika Szynkowska
Ambasadorka Fundacji Avalon
W życiu każdy powinien znaleźć swoją pasję. Mnie odkrycie mojej zajęło trochę czasu. Okazało się, że niepełnosprawność, która w głowie była przeszkodą, wcale nie stała na drodze do realizacji marzeń. Wyświechtane nieco hasło „ograniczenia są tylko w głowie” wydaje się być w moim przypadku, jak nie w pełni, to w dużej mierze prawdziwe.
Macie swoją pasję? Mnie odkrycie mojej zajęło trochę czasu. Najpierw przy wsparciu fizjoterapeutów z Fundacji Avalon stopniowo zwiększałam swoją samodzielność i dzięki temu niezależność. Moje nastawienie do różnych kwestii zmieniało się, a pewność siebie rosła. I tak, w pewnym momencie pomyślałam, że skoro już tyle udało mi się osiągnąć, to może jakaś dyscyplina sportu okazałaby się być „dla mnie”? Wiedziałam już wtedy, że różne aktywności da się adaptować pod kątem konkretnych niepełnosprawności, pozostawało tylko znaleźć coś, w czym się odnajdę.
En garde – czyli jak spróbowałam szermierki
Początek poszukiwań przypadł na wrzesień 2015 r. Wtedy złapałam zajawkę na szermierkę. Po tym jak miałam okazję jej spróbować, pomyślałam „wow, ale fajnie, idę w to!” Zaczęło się oglądanie pojedynków i szukanie, gdzie mogłabym kontynuować przygodę. Gdy już odbyłam pierwsze zajęcia, w głowie nagle zapaliła mi się czerwona lampka, że to nie dla mnie. Osoby wokół były już profesjonalistami i podchodziły do tej dyscypliny bardzo poważnie – zawody, mistrzostwa itp.). Dodatkowo, moje zakresy ruchów też nie ułatwiały sprawy, łącznie z podejściem: „jak poprawisz to i to i wrócisz, to będzie można coś pomyśleć”. Słowem, czułam, że nie pasuję do tego miejsca, ale, że sport sam w sobie mi się podobał, postanowiłam zobaczyć, co się da trochę poprawić i nad tym popracować. Koniec końców, ostatecznie porzuciłam szermierkę.
Crosstrening, wiosła, zumba, czyli nic co sportowe nie jest mi obce
Jakiś czas późnej przyjaciółka zaczęła opowiadać mi o crosstreningu. Jakoś tego nie czułam, znowu będę bardzo odstawać od grupy – myślałam. Regularnie jednak słyszałam, jak jest super i w ogóle. W końcu się zdecydowałam! Zaczęło się od pierwszych zajęć poprzez regularne, cotygodniowe treningi, a skończyło na zawodach wioseł i crosstreningowych! Czy mi się podobało? Tak! Czy to było TO? Czułam, że to jednak na dłuższą metę jednak nie… Odpowiednie zakresy ruchów, stabilizacja, tempo… Musiałabym mieć chyba osobną kategorię… Potem przyszedł czas na zumbę, która została do dziś. Bywa, że całkiem regularnie. Lubię muzykę, ekspresję ciała poprzez taniec, jednak… Cały czas czułam, że potrzebuję jeszcze czegoś innego.
Wspinaczka? Na pewno się nie zakwalifikuję! Na pewno?
Koleżanka z fizycznymi trudnościami podobnymi do moich, raz opowiedziała mi o swojej przygodzie ze wspinaniem w skałach. Super emocje, moc energii, świetne wrażenia, wyzwania i zmierzenie się z tym, co w funkcjonowaniu wiele utrudnia. W tym opowiadaniu było coś tak niesamowitego, że moje powątpiewanie przerodziło się z czasem w „też bym chciała spróbować!”
Podzieliłam się tą myślą z przyjaciółką, która jest „wysokofunkcjonującym chodziakiem”. Podłapała pomysł od razu. W międzyczasie usłyszałam w radio o zawodach wspinaczkowych osób z niepełnosprawnościami w Krakowie i pomyślałam: „Ale czad! Trzeba spróbować, SZUKAMY!”
Trochę nam to zajęło, ale w końcu któraś z nas natrafiła w Internecie na Stowarzyszenie Skocznia, prowadzone przez Annę Radziejowską, które organizuje zajęcia wspinaczkowe dla „osób z niepełną sprawnością”. Trzeba tylko napisać. Zrobiłam to. Opisałam krótko z niemałą obawą swój i przyjaciółki stan. Czułam, że ona da radę, ale ja? Moje zakresy ruchów były wtedy znacznie bardziej ograniczone niż dziś, więc myślałam, że zostanę odrzucona. Oglądałam wcześniej filmy z innych krajów i widziałam osoby wspinające się na rękach, z wózkiem. Ja tak nie chciałam! Marzyłam o wspinaczce na rękach i nogach, oderwać się od ziemi i wózka.
Byłam zaskoczona, gdy przyszła pozytywna odpowiedź. Potem zadzwonił telefon. I tak w lutym 2020 pojechałyśmy na pierwsze zajęcia.
Duet instruktorski, rozgrzewka, uprząż i… IDZIEMY!
Emocje były niesamowite, adrenalina nie pozwalała poddać się upartym nogom, które nie pozwalały za szybko przemieszczać się w górę. Po każdym ruchu musieliśmy odczekiwać dłuższą chwilę, by jedno czy drugie biodro przyzwyczaiło się do nowego zakresu i pozwoliło „wybić się” z nogi. Tułów utrudniał drogę po swojemu, bo leciałam w prawo, a dłonie nie bardzo umiały dobrze łapać chwyty, więc stabilizacja była w całości po stronie instruktorów. Czułam, że przekroczyłam swoje granice. Pokonałam tego dnia dwie drogi za każdym razem zjeżdżając z uśmiechem na twarzy. Wiedziałam już, że wrócę. To było TO! Pościerane palce, siniaki i obolałe całe ciało. Czułam, że żyję! Nic nie mogło mnie zniechęcić.
Niestety chwilę później zaczęła się pandemia, mnie z czasem dopadł ból kręgosłupa. Nie wiedziałam, czy uda się wrócić, ale BARDZO CHCIAŁAM.
Przy wsparciu fizjoterapeuty uporałam się z kręgosłupem i po pewnym czasie wróciłam na ściankę. W lutym miną trzy lata od pierwszego „wspinu”, a ja nie wyobrażam sobie miesiąca bez wizyty na ściance. Wstąpiłam do UKA – Uniwersyteckiego Klubu Alpinistycznego. Początkowo musiałam się regenerować dość długo, więc wspinałam się raz w miesiącu. Od dłuższego czasu mam tryb zajęć co dwa tygodnie.
Wspinaczka – czyli wolność i spełnienie
Zadałam sobie pytanie, czym jest dla mnie wspinaczka. I już wiem, że wspinanie daje mi wolność i spełnienie. Dzięki wspinaniu odpoczywam od problemów i znajduję nowe rozwiązania. Dyscyplina ta sprawiła, że odnalazłam w sobie motywację i siłę do pracy z takimi trudnościami fizycznymi, które nierzadko wiążą się z dużym dyskomfortem. Jednak możliwość osiągnięcia postawionego sobie na danym etapie celu jest dla mnie tego wszystkiego warta. We wspinaniu bardzo podoba mi się, że każdy może je realizować na swój sposób. Instruktorzy są w stanie odpowiadać na indywidualne potrzeby zawodników, którzy z kolei nie potrzebują się porównywać do innych. Na każdym treningu staram się pokonać w czymś samą siebie.
Mam w sobie niesamowitą wdzięczność do osób, które w życiu udzielają mi mądrego wsparcia, zamiast ograniczania bez wyraźnego powodu, z jakim spotykałam się jako dziecko.
Monika Szynkowska – Ambasadorka Fundacji Avalon
Łamaczka stereotypów lubiąca dynamiczne formy aktywności. Od blisko trzech lat z zapałem i pasją wspina się na ściankach, co pozwala jej odkrywać siebie i daje wolność. Jest aktywną zawodowo działaczką społeczną – głównie na rzecz OzN. Prywatnie zwierzolub, a w wolnych chwilach myśli w obcych językach. Urodziła się o dwa miesiące za wcześnie, wskutek czego doszło u niej do niedotlenienia, którego następstwem jest Mózgowe Porażenie Dziecięce czterokończynowe, co nie przeszkadza jej w realizacji zawodowych i prywatnych pasji.
_______________________
Zajęcia wspinaczki w Stowarzyszeniu Skocznia mają charakter indywidualny. Pierwsze zajęcia poprzedzone są zawsze konsultacją z fizjoterapeutą w Fundacji Avalon, mającą na celu zebranie najważniejszych informacji niezbędnych do bezpiecznego wspinania się.
Zajęcia są płatne, dofinansowane w 50% przez Fundację Avalon.
Dowiedz się więcej:
22 349 97 71
796 324 328
[email protected]