Niepełnosprawność a prawo jazdy
Szczepan Rybiński
Podopieczny Fundacji Avalon
Próbowaliście ćwiczeń w goglach VR? (Wiem, że w kontekście powyższego tytułu, takie pytanie nie ma wiele sensu, ale dajcie mi szansę). Jeśli nie, to omija Was nie lada wyzwanie dla zmysłów i poczucia koordynacji. Zajęcia mają formę gier komputerowych. Wybór gry zależy od celu, jaki chcecie osiągnąć na zajęciach.
Najlepiej zapamiętałem boks. W tym przypadku kontrolery to wirtualne rękawice bokserskie, a moim zadaniem było znokautowanie zbliżających się kolorowych okręgów. Oczywiście prawym lub lewym sierpowym. W zależności od tego, z której strony zbliżały się kolejne obiekty. Początek był prosty. Raz z lewej. Raz z prawej.
Z czasem, zwiększało się tempo, a sztuczna inteligencja narzucała już mniej oczywiste kombinacje ciosów. Jeśli dodać do tego pstrokate kolory, muzykę i inne dźwięki z gry – to już po kilku minutach wiedziałem, że padnę na wirtualną matę. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Ćwiczenia na sali to bezpieczne warunki, w których mogę przetestować swoją wytrzymałość, podatność na bodźce czy to, ile ruchów jednocześnie mogę wykonać. Spoiler: Niewiele. I właśnie dlatego nie wyobrażam sobie siebie za kierownicą.
Zdecyduj się: w prawo czy w lewo?
Prowadzenie samochodu to dla mnie kilka mniejszych aktywności, połączonych w jedno: tam dodać gazu, tutaj zwolnić, skręcić, pamiętać o kierunkowskazie. Każdy z ruchów powinien układać się w całość, czyli płynną i bezpieczną jazdę. Jednak mój umysł rozbija je na mikro procesy oczekujące uwagi.
Uwagi, której może mi brakować ze względu na zmęczenie czy nadmiar obowiązków, przez co jestem myślami wszędzie, tylko nie na drodze. Błąd i roztargnienie to luksusy, na jakie nie mógłbym sobie pozwolić jako kierowca.
Skąd wiem, skoro nigdy nie spróbowałem? Wspomniane wcześniej ćwiczenia, obowiązki zawodowe, sprawy urzędowe – codzienność to dobry test na to, ile informacji jestem w stanie przetworzyć w krótkim czasie. Bywa, że wystarczy godzina rehabilitacji, żeby już po zajęciach — zgubić się na osiedlu, które znam od kilku lat. Dzięki regularnym ćwiczeniom nauczyłem się, że każdy bodziec z zewnątrz może mieć wpływ na samopoczucie. Być może nie zabrzmiało to najlepiej. Jednak świadomość ograniczeń jest moim zdaniem równie istotna jak pokonywanie kolejnych barier.
Ograniczenia są tylko w głowie…
Powyższe zdanie wyjątkowo często pada w kontekście osób z niepełnosprawnościami. Zdaję sobie sprawę, że dla części społeczności to nadal ważny motywator. Mimo wszystko mam wrażenie, że jego wszechobecność przysłania codzienne trudności OzN.
Dla jasności: Jak najbardziej zgadzam się z tym, problemy w zdrowotne nie muszą być powodem rezygnacji z dalszego rozwoju. Jednak dla wielu niepełnosprawność utożsamiana jest głównie z widocznymi uszkodzeniami ciała. Określenie „chore nóżki” słyszał chyba każdy. Jasne, że dziś ograniczenia ruchu nie przekreślają planów prowadzenia samochodu. Znam wiele osób z niepełnosprawnościami, które świetnie czują się za kierownicą. Jednak czysto motoryczne trudności to tylko wierzchołek góry lodowej.
Co z epilepsją, która tak jak w moim przypadku idzie w parze z niepełnosprawnością ruchową? Leki biorę od lat. Na szczęście są dobrze dobrane, więc ataki w formie, jaką możecie znać z telewizji i książek – niemal nie występują. Są też inne objawy: chwilowe wyłączenia. Momenty krótkiej drzemki z otwartymi oczami, które zdarzają się do tej pory. Dla osoby postronnej wygląda to tak, jakbym zagapił się jeden w jeden punkt. Póki jestem na stałym lądzie, mogę zignorować te chwilowe niedyspozycje. Jednak, jeśli przysnąłbym na jawie, prowadząc samochód — konsekwencje mogłyby być tragiczne.
Jeden z moich kolegów poznanych na studiach doświadczył tylko jednego ataku epilepsji. Mimo początkowych wątpliwości, dostał od lekarza zgodę na zrobienie prawka. To znaczy, że można. Jednak dla mnie jazda samochodem to ciągle sport ekstremalny, obarczony dużym ryzykiem. I jeśli mogę być szczery, nie mam z tym problemu, póki transport publiczny spełnia swoje zadanie. Czasem czuję presję społeczną, by spróbować swoich sił za kierownicą. Jednak podejmowanie takiego wyzwania wbrew sobie po to, by coś udowodnić, to strata energii, którą mógłbym wykorzystać inaczej.
Szczepan Rybiński – absolwent Polonistyki na UW.
Ze studiów, prócz tytułu licencjata, wyniósł słabość do książek i filmów. W mocno subiektywnych tekstach pisze też o swoich doświadczeniach związanych z MPD. Ciągle pracuje nad lepszą interpunkcją :). Od blisko 10 lat jest podopiecznym Fundacji Avalon.