Okiem Szczepana, odc. 15: Ostra jazda, czyli druga strona medalu
Szczepan Rybiński
Podopieczny Fundacji Avalon
W swoich artykułach często podkreślam, że osoby z niepełnosprawnościami mają prawo okazać gniew albo odmówić nachalnie oferowanej pomocy. Nadal mogę się pod tym podpisać obiema rękami. Chociaż czasami zapętlam się w swojej asertywności, a biedne „chodziaki” obrywają rykoszetem.
Kiedy przyjechałem do Warszawy na studia największym wyzwaniem było dla mnie samodzielne poruszanie się po mieście. Jak dać znać kierowcy, że chce wsiąść? Kiedy wcisnąć przycisk z wiadomym piktogramem? Jak reagować na ciekawskie spojrzenia w autobusie? Najłatwiejsza była odpowiedź na to ostatnie pytanie: po prostu je zignorować. Jednak czasami wydaje mi się to za proste. Włącza się duma i pęcznieje ego. Wtedy zaczyna się dyskusja, która potem zamienia się w kłótnię – z kierowcą albo pasażerami.
Jest w tym jakaś perwersyjna przyjemność: mogłem wyrzucić z siebie gniew i nie obawiać się kontrataku – przecież to ja tu jestem niepełnosprawny i bardziej pokrzywdzony, a ten, kto uważa inaczej, może wysiadać. Taaa, jasne.
Nie mam nic przeciwko potyczkom słownym, ale tylko jeśli do czegoś prowadzą. Po kilku starciach, np. z kierowcą, który zaparkował na środku chodnika, łatwo dojść do wniosku, że mam prawo wrzeszczeć, bo przecież działam w słusznej sprawie, a tak naprawdę szukam pretekstu, żeby się na kimś wyżyć. Następnym razem zanim wybuchnę, policzę do dziesięciu. Chodziak też człowiek.