Nic o mnie beze mnie. Osoby z niepełnoprawnościami oddają głos na niezależność
Szczepan Rybiński
Podopieczny Fundacji Avalon
Nie pamiętam dobrze swoich pierwszych wyborów powszechnych (wiem, dziwnie to brzmi). To mogła być druga połowa 2006 roku, chwilę przed rozpoczęciem studiów. Lokalem wyborczym była szkoła, a arkusz do głosowania wrzucałem do urny w towarzystwie rodziców.
W kolejnych wyborach głosowałem już w Warszawie wspólnie z kuzynem i jego partnerem. Jeden z nich zrobił nawet zdjęcie, by upamiętnić moment wypełnienia obywatelskiego obowiązku.
Jednak, jeśli mam być szczery to fakt udziału w wyborach nie miał dla mnie takiego znaczenia jak dziś. Kilkanaście lat temu nie znałem dobrze swoich potrzeb i praw jako OzN. Nie docierały do mnie komunikaty o tym, że niepełnosprawność w Polsce dotyczy ok. 5 – 7 milionów osób, a słowa takie jak inkluzywność czy dostępność miały dopiero wejść do słownika opinii publicznej.
Dziś temat wyborów nabrał dla mnie większej wagi i wyraźniej widzę, że oddany głos ma wpływ nie tylko na sprawy społeczne, a także na moją osobistą sytuację i mój osobisty rozwój. Inaczej też patrzę na sprawy związane z dostępnością lokalu czy korzystania przeze mnie z moich praw. Dlatego gdybym dziś pierwszy raz wrzucał arkusz do urny, przyjrzałbym się uważniej kwestiom takim jak dostosowanie przestrzeni czy informacje dla wyborców z niepełnosprawnościami.
„Dowód poproszę”
Osoba z Komisji, której przekazałem plastikowy dokument, sprawdziła, czy jestem na liście uprawnionych do głosowania. Potem zostało już tylko postawić krzyżyk w arkuszu. Tak wyglądał mój udział w wyborach w nowym miejscu, bez obstawy tzn. bez towarzystwa rodziny czy znajomych.
Kilka miesięcy wcześniej musiałem zdobyć zaświadczenie z rodzinnych stron, które pozwalało na głosowanie poza miejscem zameldowania. Z tego co pamiętam, rodzice wysłali mi dokument pocztą.
W kolejnych latach o możliwość głosowania można było się ubiegać już za pośrednictwem Internetu. Oczywiście to spore ułatwienie, niezależnie od tego, czy ktoś porusza się na wózku, czy nie.
Dostosowanie lokali wyborczych to już inny temat: nie zawsze jest w nich tyle miejsca, bym nie miał wrażenia, że przejeżdżam komuś po stopach. Bywało też tak, że przed wejściem do lokalu z urną, witały mnie progi, albo za wąskie drzwi. Na szczęście mogłem liczyć na czyjąś pomoc. Z jednej strony muszę przyznać, że nie robiłem na tyle wystarczającego researchu, by dowiedzieć się, że mogę się ubiegać o transport do lokalu wyborczego, czy pomoc asystenta.
Chociaż dlaczego miałaby nie istnieć infrastruktura, która taki research ułatwia? Mam na myśli kampanię, która mówiącą o osobach niepełnosprawnością jako o pełnoprawnych wyborcach i informującą o rozwiązaniach, które ułatwią OzN, udział w głosowaniu.
Wyborcza gorączka już się zaczęła i być może w mediach mainstreamowych pojawi się jeszcze materiał, w którym na przykład osoba z niepełnosprawnością sensoryczną mówi o potrzebie udziału w wyborach? Tymczasem można zajrzeć na stronę mojej ulubionej organizacji – Fundacji Avalon i tam w artykule Agnieszki Harasim przeczytać o prawach OzN w zakresie korzystania z naszego prawa wyborczego. Serdecznie do tego zachęcam.
Głosuję, bo…
…to dla mnie okazja, by podkreślić swoją przynależność. Mam wrażenie, że jako osoba z niepełnosprawnością codziennie muszę udowadniać swoją niezależność, dojrzałość, przynależność do społeczeństwa. Da się to odczuć w trakcie rozmów z lekarzami, urzędnikami, osobami przypadkowo poznanymi na ulicy.
Na co dzień równość (dużo patetycznych słów jak na jeden tekst) jest czymś, co osoba z niepełnosprawnością musi sobie wypracować.
W wybory owa równość jest już wpisana. Może dlatego, że głosuję jako anonimowy obywatel, a nie osoba z niepełnosprawnością zdefiniowana przez symbol orzeczenia? Właśnie dlatego za swoje “prawdziwe pierwsze wybory” uznaje te, w których głosowałem samodzielnie bez żadnych wartości dodanych: już nie jako student, syn, czy osoba z niepełnosprawnością, ale ja.
Szczepan Rybiński – absolwent Polonistyki na UW.
Ze studiów, prócz tytułu licencjata, wyniósł słabość do książek i filmów. W mocno subiektywnych tekstach pisze też o swoich doświadczeniach związanych z MPD. Ciągle pracuje nad lepszą interpunkcją :). Od blisko 10 lat jest podopiecznym Fundacji Avalon.