Okiem Szczepana odc. 25: Ziom, wiem jak to jest…
Fundacja Avalon
Główny redaktor
Takich sytuacji było już wiele. Mogłem jechać do sklepu, lekarza, albo pracy. Nie ważne jaki był cel. Ważne, że miałem problemy z wjechaniem do środka. Za stromy podjazd. Klasyka. Wiem, że dam radę, ale potrzebuję kilku podejść. Za każdym razem, co raz bardziej wychylam się do przodu, aż w końcu, wjeżdżam. Mniej więcej w połowie podjazdu robi się dużo lżej, ale wiem że teraz to nie ja kieruję. Dziwne połączenie ulgi i dezorientacji.
– Spoko pomogę. Informuje mnie głos zza pleców. “Podwiózł” mnie na szczyt podjazdu i otworzył drzwi. Grzecznie podziękowałem, nawiązując z nim minimum kontaktu wzrokowego.
Facet jest w moim wieku, albo trochę młodszy.
– Nie ma problemu. Wiem jak to jest, ziom. – mówi. Sam kiedyś na wózku przez cztery miesiące.
Nie wypytuję, więc mój przypadkowy asystent nie ma powodów, żeby bardziej się spoufalać, więc idzie w swoją stronę
Już kiedyś pisałem, że nie lubię kiedy ktoś, udziela mi pomocy bez pytania. Możliwe, że część z Was ma podobne doświadczenia. Jednak to co mnie zastanawia tym razem, to zdanie „Wiem jak to jest, ziom”. Czy wystarcza 4 miesiące w gipsie, żeby „wiedzieć jak to jest”? Żeby było jasne – nigdy niczego sobie nie złamałem, ale pamiętam gips po operacji. Jasne, że to mało komfortowa sytuacja. Ruchy są jeszcze bardziej ograniczone, trzeba być ostrożnym. No i skóra pod gipsem cholernie swędzi. Nawet jeśli mój przypadkowy asystent, wie co to za uczucie, to nie znaczy, że zgłębił temat niepełnosprawności i teraz zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi.
Możliwe, że zabrzmi to źle, ale trudno. Kiedy proszę osobę pełnosprawną o pomoc, traktuję ją trochę jak swojego avatara, który możne zrobić coś co dla mnie jest nieosiągalne.
WAŻNE: Taką osobę traktuje jak avatara, który ma prawo do swoich emocji, przekonań i prywatnej przestrzeni. Oczywiście ma też prawo mi odmówić. Niemniej jeśli ktoś zgadza się na to, żeby mi pomóc, to nie znaczy, że w ramach dozgonnej wdzięczności, mam być bezkrytyczny wobec przypadkowego asystenta.
Czasami mam wrażenie, że osoby udzielające pomocy, oczekują czegoś więcej poza dziękuję. Taka postawa wzbudza mój sprzeciw. Możliwe, że teraz niektórym ciśnie się na usta określenie „roszczeniowy niepełnosprawny”. Oczywiście, że jestem wdzięczny za pomoc. Jednak, jeśli ktoś myśli, że wniesienie mojego wózka po schodach, daje prawo do tego, żeby zwracać się do mnie, jak do najlepszego kumpla, bądź małego dziecka, to się nie dogadamy.
To tylko luźne spostrzeżenia, mam nadzieję, że nie zniechęcam Was do udzielania pomocy. Warto pamiętać, że OzN mają prawo do swojej przestrzeni – niezależnie od sytuacji. Dzięki jeśli wytrzymaliście do końca tego tekstu.
Autor: Szczepan Rybiński